Istanbul to gra Rüdigera Dorna, która w 2014 roku zdobyła nagrodę Kennerspiel des jahres. O zasadności umieszczenia jej w gronie nominowanych i tym samym uznania za grę zaawansowaną, nie będę dyskutował. Opowiem za to, jak grało mi się w jej wersję cyfrową.
Co tu robimy?
Sam Istanbul jest grą, w której wcielamy się w kupca na tureckim bazarze. Jest to wyścig, który kończy się po zdobyciu przez jednego z graczy określonej liczby rubinów. Zdobywać możemy je na wiele sposobów – dostarczając odpowiednie towary do sułtana, kupując je u jubilera, zdobywając specjalne umiejętności w meczetach, czy rozbudowując swój wózek u kołodzieja.
Wszystko to robimy poruszając się po 16 płytkach lokacji ułożonych w siatkę 4×4. Co ważne, posiadamy na początku gry 4 dyski pomocników i aby wykonać akcję, musimy jednego z nich zostawić na polu, albo go z takiego pola zabrać. Gdy pomocnicy się nam skończą, albo leżą w takich miejscach, z których akcji nie chcemy korzystać, możemy ich zwołać za pomocą lokacji fontanny. I zacząć całą wędrówkę od początku. Jako, że płytki układane są zazwyczaj losowo, to tworzy to ciekawy system zarządzania swoimi dyskami, by nie marnować tury na odwiedzenie fontanny.
W wersji cyfrowej cała powyższa mechanika jest oczywiście odwzorowana, a dodatkowo aplikacja pilnuje, byśmy wykonywali jedynie legalne ruchy. Możemy zagrać w trybie dla jednego gracza z aż 4 wirtualnymi przeciwnikami (standardowo gra jest właśnie do maksymalnie 5 osób), a każdemu z nich możemy przypisać 1 z 3 poziomów trudności. Oprócz tego mamy do dyspozycji także rozgrywkę sieciową w wersji na żywo oraz asynchronicznie, obie z opcją zastąpienia graczy, którzy porzucili rozgrywkę, sztuczną inteligencją.
W grze występuje także samouczek, który w prosty sposób wprowadza nas w zasady.
Grę stworzyło Rzeszowskie studio Acram Digital (niebawem więcej cyfrowych planszówek od nich), dzięki czemu też gra zwraca się do nas w naszym języku.
Jak to wygląda?
Gra Istanbul w wersji cyfrowej graficznie czerpie garściami ze swojego planszowego pierwowzoru. Wszelkie elementy występują tu w niezmienionej formie. Interfejs jest bardzo logiczny, a dodatkowo każda lokacja czy karta posiada dodatkową instrukcję, która pojawia się po kliknięciu w odpowiednią ikonę.
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to melodia w tle jest tylko jedna, ale co najważniejsze, nie męczy i idealnie oddaje klimat samej gry.
Jak mi się grało?
Rozgrywka w cyfrową wersję gry Istanbul jest szybka niczym turecki kupiec mknący swoim wózkiem przez bazar. Partia potrafiła trwać 10-15 minut. Wirtualni przeciwnicy przeprowadzają swoje tury błyskawicznie, a nasza interakcja jest ograniczona do niezbędnego minimum. Zarazem sztuczna inteligencja zarządzająca naszymi rywalami jest odpowiednim wyzwaniem, gdyż nawet na najniższym poziomie trudności nie pozwala nam na zbyt wiele.
Po paru rozgrywkach może brakować pewnej różnorodności, a losowe rozmieszczenie płytek lokacji przestaje wystarczać. Urozmaiceniem jest wariant z neutralnymi pomocnikami – w tym wypadku każdy z graczy rozpoczyna z 3 dyskami w swoim kolorze i 1 szarym neutralnym. Po zostawieniu takiego dysku w lokacji przez jednego gracza, może być on zebrany przez innego, co dodaje nowe możliwości taktyczne.
Dużo bardziej jednak sprawdziłoby się wprowadzenie DLC z dodatkami, które zostały wydane do planszowej wersji. Mam nadzieję, że wkrótce się pojawią.
Istanbul to gra, w której planszową wersję grałem raz, dawno temu. Pamiętam, że nawet mi się podobała, jednak pomysł zakupu swojego egzemplarza nie wylądował na liście priorytetów. Później gra zniknęła ze sklepów, a jakiś czas później pojawiła się ponownie pod postacią Big Boxa, który początkowo był w bardzo dobrej cenie (ok. 125 zł). Mimo to, nadal zakup odkładałem. Aktualnie Big Box wrócił, jednak wraz z ostatnimi trendami cenowymi, jest już nieco droższy.
Wersja cyfrowa pokazała mi, jak przyjemne są rozgrywki w ten tytuł. Najlepszą rekomendacją niech będzie zatem fakt, że Istanbul w wersji Big Box już do mnie jedzie.