Pisałem niedawno, że byłem w pewnym ładnym miejscu i jeśli ktoś z was nie mógł spać, bo ciągle myślał, o czym mowa, to już spieszę z wyjaśnieniami. Chodziło mi o Paryż :v I prawdopodobnie wcale bym o tym nie wspominał, bo nie jest to nic niezwykłego, ani tym bardziej jakoś mocno związanego z planszówkami, gdyby… No właśnie. W sumie to trochę związane jest.
Poprzedni rok był mocno obfity w gry w jakiś sposób do tego miasta nawiązujące, a najlepszą z nich według mnie jest niepozorny Paryż: Miasto Świateł. Niepozorny, bo to dwuosobówka w niewielkim pudełku. Za to gry zawiera w sobie aż nadto.
I takim sposobem dobijamy do brzegu. Do mojego plecaka wrzuciłem pocztówki z akcjami z tej gry, które na odwrocie posiadają pięknie zilustrowane charakterystyczne miejsca Paryża. Wcześniej zaznaczyłem je na mapie Google uznając, że gdy będę w pobliżu, to porównam. I parę razy być w pobliżu mi się udało. A teraz prezentuję efekt tego przedsięwzięcia. Od dzisiaj przez najbliższy tydzień będę codziennie rano wrzucał tutaj kolejne zdjęcia.
I żeby nie było tak sucho, to postaram się dopisać parę słów na temat miejsca widocznego na pocztówce.
La Grande Lumieré
Na początek wybrałem rzecz istotną dla mechaniki samej gry Paryż: Miasto Świateł, czyli latarnię uliczną. Określenie Miasto świateł funkcjonowało od początku XIX wieku, dzięki dobrze działającej sieci lamp gazowych – pierwsze takie lampy powstały w Paryżu w 1819 roku. W 1882 roku miasto to posiadało ich aż 43 089 sztuk. Dla porównania, w Warszawie w tym czasie było ich jedynie ok. 2000.
Wraz z postępem elektryfikacji lampy gazowe zaczynały być zastępowane elektrycznymi. Pierwsza powstała na paryskim Place de la Concorde (Plac Zgody) w 1843 roku. Jednak to właśnie Wystawa światowa w 1889 roku, zorganizowana w setną rocznicę Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ukazała Francję jako kraj, który rzeczywiście zrewolucjonizował życie obywateli, stosując niemal powszechną elektryczność.
Latarnia widoczna na pocztówce znajduje się na Pont Alexandre III, czyli Moście Aleksandra III, który powstał na kolejną Wystawę światową w 1900 roku i podobnie jak wieża Eiffla, jego konstrukcja składa się wyłącznie z metalu. No mieli francuzi wtedy jakąś taką zajawkę.
Jako ciekawostkę dodam, że Adele kręciła na tym moście teledysk do utworu „Someone like you”.
Fontaine des Mers
Dzisiaj trafiamy na paryski Place de la Concorde, czyli Plac Zgody. Nie zawsze jednak jego nazwa była taka pokojowa.
Zaczęło się w połowie XVIII wieku od Placu Ludwika XV, którego pomnik znajdował się w centralnej części. Długo to jednak nie potrwało, gdyż rewolucja francuska szybko plac przejęła, nie tylko nazwą (Place de la Révolution), ale także zagospodarowaniem. Ustawiono tam bowiem gilotynę, pomnik uprzednio usunąwszy. Rewolucja pozbawiła tu życia ponad 1300 osób, w tym Ludwika XVI i jego żonę Marię Antoninę.
Aktualna nazwa funkcjonuje od 1795 roku, jako nadzieja dla zakończenia krwawych czasów. Co prawda po drodze próbowano jeszcze wracać do nazewnictwa imionami królów, jednak w 1830 roku porzucono te pomysły już całkowicie.
Wtedy też w centralnym punkcie placu pojawił się egipski obelisk ze świątyni Ramzesa II z Luksoru, podarowany przez wicekróla Egiptu Muhammada Alego. Nie, nie chodzi o boksera. Obelisk ma ponad 3300 lat, waży 230 ton i mierzy 23 metry. Transportowali go 4 lata.
Obok obelisku znajdują się dwie fontanny. Jedną z nich, Fontannę mórz, możecie podziwiać na pocztówce. Druga pozostaje w temacie akwenów i poświęcona jest rzekom.
Na północnym zachodzie od Placu Zgody biegnie najsłynniejsza paryska ulica, czyli Avenue des Champs-Élysées, potocznie nazywana Polami Elizejskimi. Prowadzi ona do Łuku triumfalnego, który z tego placu jest doskonale widoczny. Podczas mojej wizyty był on jednak poddany instalacji artystycznej, która polegała na… opakowaniu go w folię.
Po drugiej stronie placu znajdują się ogrody Tuileries, w których natknąłem się na pokaz Diora. W końcu światowa stolica mody. Nie dane mi było jednak zbyt dużo zobaczyć, bo trafiłem po prostu na tłum ludzi i ogromny biały namiot z logo wspomnianej marki. Z tym, że jak myślicie o ogromnym namiocie, to nadal jest on pewnie 10 razy mniejszy, niż to co widziałem. Mają rozmach.
Métropolitain
Dzisiaj wybierzemy się na przejażdżkę paryskim metrem. A jest to metro nie byle jakie, bo drugie pod względem obłożenia w Europie (pierwsze jest moskiewskie, ale tam to jak wiadomo dzieją się cuda). Składa się z 16 linii, 302 stacji, a łączna długość tras to 218,2 km.
Podobno w obrębie Paryża z dowolnego punktu A do punktu B można dojechać metrem poniżej godziny, a rozmieszczenie stacji sprawia, że jakikolwiek budynek jest oddalony od takowej maksymalnie o 500m.
Pierwsza linia powstała przy okazji wspominanej już wystawy światowej w 1900 roku, a wejścia do stacji (jedno z nich widzicie na pocztówce) zaprojektował w stylu secesyjnym i art nouveau Hector Guimard. Wejścia te znane są pod nazwą édicules Guimard. W 1965 roku wydano dekret uniemożliwiający zmianę wyglądu stacji (w większości wyglądają tak samo, wyłożone białymi płytkami z nazwą na granatowym tle), a w 1978 rozszerzono go także o same wejścia. Oczywiście te, które ostały się po wojnie.
Moje zdjęcie przedstawia wejście do stacji znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie Luwru i niestety nie jest to wejście z pocztówki. Na niej widoczna jest stacja Abbesses, która jest jednym z najlepiej zachowanych édicules Guimard. Mnie niestety zastał remont, przez co cała konstrukcja była w rusztowaniach.
Jednak będąc już w okolicy Abbesses warto zobaczyć dwie rzeczy. Pierwszą jest Le mur des je t’aime, czyli w wolnym tłumaczeniu Ściana Kocham Cię. Jest to 40 m2 niebieskich płytek, na których słowo „kocham cię” jest zapisane w 250 językach. Tak, jest też po polsku i to w całkiem centralnym punkcie.
Drugim ciekawym miejscem jest Fotoautomat – odnowiona klasyczna budka fotograficzna, w której za 3 euro możemy zrobić sobie 4 zdjęcia. Po ok. 4 minutach otrzymamy wydruk. Warto wspomnieć, że jest on wywoływany tradycyjnie z kliszy i jak na taką technikę, jego jakość jest świetna. Zresztą sama budka z zewnątrz również wygląda genialnie.
BOUQUINISTES SUR LA SEINE
Słyszeliście kiedyś słowo bukinista? No właśnie ja też nie. Ale okazuje się, że we Francji to całkiem znane określenie. Chodzi konkretnie o ulicznych antykwariuszy handlujących starymi książkami. Ich ciemnozielone budki ciągną się wzdłuż obu brzegów Sekwany.
Różne źródła podają różne liczby, ale uśredniając możemy uznać, że jest ich tam ponad 200, a w swoim asortymencie mają ok. 300-400 tys. książek. Ale nie tylko, bo sprzedają również stare czasopisma, plakaty czy pocztówki. Według prawa jednak książki muszą stanowić 75% oferty. Bukiniści muszą też być obecni co najmniej 4 dni w tygodniu, ale za to nie płacą podatku i czynszu. Od 1991 roku są też wpisani na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Moje zdjęcie zrobione zostało nieopodal jednej z najsłynniejszych budowli Paryża – katedry Notre-Dame, którą widać w prawie całej okazałości, gdy przechadzamy się bulwarem obok bukinistów. Prawie, bo jak pewnie wiecie, aktualnie nie bardzo można ją zwiedzać, a sprawcą tego zamieszania jest pożar sprzed ponad 2 lat. Przed tym wydarzeniem rocznie odwiedzało to miejsce ok. 13 mln turystów. Jej budowa rozpoczęła się w połowie XII wieku i trwała ponad 180 lat.
Odbudowa ma potrwać zdecydowanie krócej, bo i zakres czynności znacznie mniejszy. Spłonął głównie dach, konstrukcja budynku została nienaruszona. Wszystko ma być gotowe w ciągu 5 lat od katastrofy. Teraz widzimy tam głównie rusztowania, a cały ogród znajdujący się za budynkiem został zajęty przez osoby pracujące nad rekonstrukcją. No nie wygląda to najlepiej, bo mamy tam po prostu mnóstwo budowlanych kontenerów.
Le Peintre
Ta pocztówka jest nieco oszukana, gdyż jest na niej po prostu malarz. Nie jest przy tym określone żadne konkretne miejsce, jednak delikatny rekonesans pozwolił mi wywnioskować gdzie z całą pewnością powinienem to zdjęcie zrobić.
Place du Tertre, bo właśnie tu się znajdujemy, jest sercem dzielnicy Montmartre (trochę już o nią zahaczyliśmy przy okazji pocztówki z metrem). I to dopiero w tej dzielnicy udało mi się poczuć klimat Paryża, który zgrywał się z moimi wyobrażeniami. W ciągu dnia plac ten pełen jest ulicznych artystów, głównie malarzy namawiających turystów na portrety. W okolicy placu znajduje się dawny dom i pracownia Pierre-Auguste Renoira oraz muzeum Salvadora Dalego, a na początku XX wieku mieszkał tu m.in. Pablo Picasso.
Jest to także dzielnica street artu, na każdym kroku można spotkać murale oraz mniejsze grafiki na ścianach budynków. Moją uwagę szczególnie przykuły prace duetu Tito/Mulk cechujące się komiksowym stylem pełnym szczegółów, zwykle czarno białe, podkreślane jakimś jednym mocnym kolorem.
W Montmartre są także tłumy studentów kierunków artystycznych, którzy siedzą na wąskich schodach i szkicują otoczenie. Często bardzo trudno było ich minąć. Podobnie jest zresztą w Luwrze, gdzie siedzą w wielu salach na podłodze rysując wybrane eksponaty.
SACRÉ-CŒUR
Pozostajemy w dzielnicy Montmartre. Leży ona na wzgórzu, od którego wzięła się nazwa samej dzielnicy. Legenda głosi, że w III w. św. Dionizy i jego towarzysze zostali tu ścięci przez Rzymian za wiarę, a wspomniany biskup po egzekucji wstał, chwycił swoją głowę i przeszedł z nią aż do miejsca, gdzie obecnie znajduje się Saint Denis (czyli w tłumaczeniu św. Dionizy). Paryskie wzniesienie od tego czasu było nazywane Mont des Martyrs, czyli Wzgórze Męczenników, co później ewoluowało do obecnego Montmartre.
Z Placu Tertre jest już rzut beretem (mała dygresja – w Paryżu charakterystyczne berety noszą głównie turystki) do bazyliki Sacré-Cœur. Kościół ten został wybudowany na samym szczycie wzgórza przed I wojną światową. Gdy w 1870 roku wybuchła wojna francusko-pruska, dwóch przemysłowców, Alexandre Legentil i Hubert Rohault, przysięgło, że jeśli Paryż przetrwa, to oni wybudują bazylikę ku czci Serca Jezusowego. Tak też się stało i budowa rozpoczęła się w 1876 roku.
Budowla nazywana jest często Białą Bazyliką lub bezą. Nawiązuje to oczywiście do jej koloru, a zawdzięcza go trawertynowi, z którego została zbudowana. Ten kamień wapienny pod wpływem powietrza i deszczu wydziela kalcyt, który bieli mury.
Ze schodów pod bazyliką widać doskonale całą panoramę Paryża.
A jak już jesteśmy przy punktach widokowych, nie mogę na chwilę nie przenieść się w nieco inne miejsce tego miasta. Nie, nie będę pisał o Wieży Eiffla. Mam na myśli galerię Lafayette i widok z jej dachu. I nie jest to galeria sztuki, a galeria… handlowa. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, ale jej wnętrze nawiązuje do stojącego nieopodal budynku Opéra Garnier. Tak, wielka galeria handlowa, wyglądająca jak opera.
Moulin Rouge
Naszą paryską wycieczkę kończymy na ulicy Boulevard de Clichy, w okolicy której znajduje się parę ciekawych miejsc. Między innymi Plac Pigalle, znany ze słynnego hasła z serialu Stawka większa niż życie, które głosiło, że „najlepsze kasztany są na Placu Pigalle”. Nie spotkałem tam ani jednego sprzedawcy kasztanów. Natknąłem się za to na mnóstwo sex shopów, klubów nocnych i domów publicznych.
Przy tej ulicy mieści się również widoczny na pocztówce najsłynniejszy na świecie kabaret Moulin Rouge, ze swoim charakterystycznym czerwonym młynem na dachu. Jest to nawiązanie zarówno do nazwy (Czerwony młyn), jak i tego, że w budynku dawniej naprawdę mieścił się młyn. Obecnie dwa razy dziennie wystawiana jest tu rewia „Feerie”, w której można zobaczyć to, z czego kabaret stał się znany – kankana. Wykonuje go 60 tancerek, a do biletu dostajemy butelkę szampana.
W uliczce obok Moulin Rouge możemy pójść do Café des 2 Moulins, w którym działa się akcja filmu Amelia. Z kolei po drugiej stronie głównej ulicy trafimy na Duperré Playground, czyli niezwykłe boisko do koszykówki, które wygląda jak z gry wideo.
I w taki sposób docieramy do końca naszej wycieczki po Paryżu. Mam nadzieję, że się podobało i chociaż w małym stopniu zainteresowałem i zachęciłem do odwiedzenia tego pięknego miasta.