Ostrzegam, dzisiaj mogę być wyjątkowo nieobiektywny. Po pierwsze, piszę o grze planszowej na podstawie gry wideo. Po drugie, jest to jedna z moich ulubionych serii gier wideo. I po trzecie, włoska trylogia Assassin’s Creed jest zdecydowanie moim faworytem ze wszystkich części o zmaganiach bractwa asasynów z zakonem templariuszy.

CO ROBIMY W ASSASSINS CREED: BROTHERHOOD OF VENICE?
Wydana w 2009 roku gra Assassin’s Creed II zapoczątkowała historię Ezio Auditore da Firenze – młodego szlachcica, który przypadkiem dowiaduje się, że jego ojciec należy do bractwa asasynów, a w obliczu zdrady dokonanej na jego rodzinie poprzysięga zemstę. W międzyczasie staje się jednym z istotniejszych członków bractwa. W grze planszowej o podtytule Brotherhood of Venice poznajemy rozwinięcie jego historii, chociaż nie bezpośrednio. Wcielamy się bowiem w jednego z asasynów (lub asasynek) wykreowanych na potrzeby tej gry: Alessandrę, Bastiano, Claudio lub Darię (ABCD, to nie może być przypadek), a Ezio jest naszym sojusznikiem.
Gra rozgrywana jest jako kampania składająca się z 26 wspomnień. Każde z nich to inna misja dla naszych podopiecznych polegająca na osiągnięciu określonego celu. Będziemy biegać po dachach, walczyć ze strażnikami, chować się w kryjówkach i wykorzystywać dostępne wyposażenie. O powodzeniu wielu akcji zadecydują rzuty kośćmi (skuteczny atak, wykrycie przez wroga, czy zadane przez niego obrażenia), a dodatkowej nieprzewidywalności dodadzą wydarzenia odkrywane na początku każdej tury.
Niestety nie tylko my będziemy w takiej turze działać. Po naszych wybrykach przychodzi pora na wrogów, którzy najpierw wzywają posiłki, następnie poruszają się w określonym kierunku, by w końcu zaatakować asasynów, których wykryją.

JAK WYGLĄDA ASSASSIN’S CREED: BROTHERHOOD OF VENICE?
Oryginalnie gra ufundowała się na Kickstarterze, a wersja sklepowa, która trafia na polski rynek, różni się od tej wypasionej jedynie brakiem plastikowych figurek innych postaci, niż główni bohaterowie. Zostały one zastąpione kartonowymi. I ja, jako że na malowanie nie mam czasu i talentu, nie mam z tym żadnego problemu.
Graficznie jest bardzo ładnie, widzimy sporo nawiązań do komputerowego pierwowzoru jak np. słynna poza Ezio z rozłożonymi rękami. Mam jednak mały problem z kaflami mapy. Mianowicie nie ma na nich zaznaczonych żadnych pól w miejscach, gdzie mogłyby być. Np. kryjówki, które są po prostu narysowanym wozem z sianem. I ok, można postawić figurkę na tym wozie, jednak kafle zawierają często wiele innych elementów, z którymi już w interakcję nie wchodzimy, np. beczka – w beczce też można teoretycznie się schować, ale praktycznie już to tak nie działa. Trzeba się po prostu przyzwyczaić. Co ciekawe, na planszy kwatery już takie dodatkowe pola w pomieszczeniach zostały naniesione.
Przed grą musimy posegregować karty w odpowiedni sposób. Pomocne w tym są dołączone separatory, które później dobrze spełniają swoją rolę – są wyraźnie wyższe od normalnych kart. W sumie powinno to być oczywiste, a nie zawsze jest.

JAK MI SIĘ GRAŁO w Assassin’s Creed: Brotherhood of Venice?
Od razu zaznaczę, że moją opinię należy traktować bardziej jako pierwsze wrażenia niż pełnoprawną recenzję. Gra jest duża i długa, w związku z czym nie rozegrałem jeszcze całej kampanii. Chciałem jednak podzielić się swoimi odczuciami jeszcze przed premierą, a poznałem już wszystkie używane mechaniki. Później dochodzą jedynie nowe treści, których i tak bym nie mógł zdradzać.
Zacznę od klimatu, bo to powinno być w tego typu grze najważniejsze. Komputerowe Assassin’s Creed kojarzy mi się głównie z samodzielnym przemierzaniem mapy i cichym eliminowaniem wrogów. Tutaj musimy działać w grupie, bo minimalnie na planszy może być 2 asasynów. Pierwowzór to także otwarty świat. Tutaj, pomimo ograniczenia kaflami mapy, również możemy poruszać się w dowolny sposób i wchodzić w interakcje wedle uznania.
Jestem pod wrażeniem odwzorowania charakterystycznych elementów takich jak np. wspinaczka na wieżę (chociaż mogłaby to być jakaś łamigłówka) i synchronizacja mapy. Daje nam to co prawda głównie skrzynie z wyposażeniem, ale te mapy są po prostu zbyt małe, by nawiązywać tą akcją do wersji komputerowej i ujawniać inne charakterystyczne punkty.
No i mamy oczywiście skok wiary. Nie mogłem się powstrzymać i za każdym razem imitowałem ruch i układ ciała znany z ekranów. Brakowało mi jedynie charakterystycznego dźwięku orła, ale trudno tego wymagać.
Sama rozgrywka jest wybitnie skradankowo-przygodowa, więc eurosucharzyści będą kręcić nosami. W pierwszych scenariuszach, które są formą tutoriala, nie trzeba nawet zbyt wiele myśleć. Później zaczynają się schody i warto swoje ruchy optymalizować. No chyba, że kości będą dla nas wybitnie niełaskawe…
No bo jednak sporo od nich zależy. Gdy atakujemy, to sprawdzamy czy udało nam się trafić. Gdy wchodzimy na pole z wrogiem (lub on wchodzi na nasze), sprawdzamy czy nas zauważył. Równie sporo bałaganu mogą nam narobić posiłki, które pojawiają się na podstawie odkrytej karty, a ich liczebność zależna jest od stanu zaalarmowania. Jedna z pierwszych misji pozwala nam na wybór jednego z dwóch celów i już kilka pierwszych tur wyznaczyło nam ten właściwy, bo na polach obok drugiego namnożyła się spora grupka kuszników.
Jest jednak jakaś dziwna satysfakcja, gdy to co zaplanujemy się uda. Nawet jeśli tylko dzięki szczęśliwym rzutom i odpowiedniemu kierunkowi przemieszczania się wrogów.

Nasi asasyni mają różne zdolności, dzięki czemu każdy gracz czuje swoją indywidualność w zespole. Dodatkowo z czasem awansujemy na kolejne poziomy i zakres tych umiejętności się powiększa.
Najfajniejsze jednak w tym jest to odkrywanie. Nie dość, że każdy scenariusz to nowe wyzwanie (na początku także nowe reguły), to jeszcze mamy nowe karty za separatorami. I w końcu koperty. Już sam fakt tej tajemniczej zawartości nakręca. Gra jednak nie namawia nas do niszczenia elementów, więc nie ma tu klasycznego Legacy. No może poza naklejkami do dziennika wspomnień oraz zaznaczaniem tam doświadczenia. Mamy jednak takich kompletów (naklejki + dziennik) 3, a dodatkowo taki dziennik możemy sobie wydrukować na osobnej kartce i tylko po niej bazgrać.
Z odkrywaniem wiąże się też jedna kwestia, która nieco mniej mi się podobała. Chodzi o stopniowe odkrywanie zasad. Owszem, możemy przeczytać sobie całą instrukcję zanim zagramy, jednak tych reguł jest tam sporo, a większość nie jest dostępna od razu w rozgrywce. Dodatkowo trochę to psuje przyjemność ze wspomnianego odkrywania. Z drugiej strony, doczytywanie na bieżąco, gdy coś się pojawi, wybija z rytmu i przynudza współgraczy. Immersja obrywa. W pudełku są nawet specjalne żetony z numerami, które kładziemy na mapie, a określają one miejsca w instrukcji dotyczące danego miejsca. Poza tym, jak to zwykle bywa w tego typu grach, nowe reguły doczytywane w trakcie mogą być w pierwszym momencie niezrozumiałe i nieutrwalone, więc możemy popełnić błędy. Na szczęście dzieje się to głównie w pierwszych scenariuszach, które nie są mocno wymagające i nie wpłynie to mocno na nasz sukces. Później skupiamy się już tylko na rozgrywce.
Twórcy przewidzieli możliwość zmiany liczebności zespołu w trakcie kampanii, co jest dobrym rozwiązaniem, bo z doświadczenia wiem, że trudno utrzymać stałą ekipę, jeśli nie mieszka się razem. A i nawet wśród domowników zdarzają się dezercje. Jako że punkty doświadczenia zdobywamy dla drużyny i wszystkie postacie awansują w tym samym czasie, a wyposażenie możemy dowolnie rozdzielać pomiędzy misjami, to dodanie lub usunięcie graczy nie stanowi żadnego problemu. Chociaż wiadomo, lepiej całość przejść w stałym składzie.

JAK MI SIĘ GRAŁO SOLO?
Gra solo w Assassin’s Creed: Brotherhood of Venice nie różni się niczym od gry wieloosobowej, poza koniecznością kierowania dwiema postaciami. Podnosi to trochę stopień skomplikowania, bo musimy pamiętać o umiejętnościach dwóch postaci, ale poza tym nie sprawia żadnych problemów.

ilustrator: 15 osób
wydawca: Portal Games
wiek: 14+
liczba graczy: 1-4
czas gry: 40-60 min.
Assassin’s Creed: Brotherhood of Venice to bardzo dobrze zrealizowana planszowa adaptacja gry komputerowej. Zawarto tu wiele elementów charakterystycznych dla serii. Rozgrywka przypadnie do gustu przede wszystkim osobom, którym nie przeszkadza losowość kości – tu chodzi głównie o przeżywanie przygody i odkrywanie nowych wątków. Nie brakuje tu jednak ciekawych rozwiązań mechanicznych, a zasady są całkiem przystępne, chociaż nie poleciłbym tego tytułu totalnym nowicjuszom. Chyba, że będzie im towarzyszył jakiś asasyn wyższy stopniem.
- Klimat Assassin's Creed
- Odkrywanie kolejnych elementów kampanii
- Spory wpływ losowości