Gdy pierwszy raz leciałem samolotem parę lat temu, wszyscy siedzieliśmy obok siebie. A było nas pięcioro. Kolejne loty odbyłem stosunkowo niedawno i gdyby nie to, że mam w domu praktykującą podróżującą, to mógłbym się mocno zdziwić, że teraz boarding to biznes i żeby usiąść razem chociażby we dwójkę, trzeba do biletu dopłacić.
KLIMAT I MECHANIKA GRY
W grze Boarding, wcielamy się w osoby starające się jednak pousadzać pasażerów obok siebie. Występują oni w 5 kolorach: białe znaczniki to dzieci, czerwone zakochani, a żółte, niebieskie i zielone to kolejno Azjaci, smerfy i ufoludki turyści, biznesmeni i ekolodzy. Trafiają oni na nasz pokład dzięki kartom pasażerów, zawierającym układy kilku znaczników względem siebie. Każdy dostaje na start też sześć voucherów na jedzenie, które służą jako waluta podczas dobierania kart – dobierając, musimy położyć po jednym takim żetonie na każdej poprzedzającej właśnie dobieraną karcie.
Jeśli nie jesteśmy w stanie umieścić dobranego układu pasażerów w swoim samolocie, to możemy wyprosić kogoś siedzącego już wewnątrz. Niestety stracimy po 2 punkty za każdego takiego delikwenta. Niektóre karty pozwalają na działanie specjalne, czyli wyproszenie pasażera za darmo, pominięcie jednego z nich lub możliwość rozdzielenia układu pomiędzy dwa sektory.
Punkty zdobywamy za dzieci otoczone dorosłymi, zakochane pary niesąsiadujące z innymi zakochanymi oraz za największe grupy spośród pozostałych trzech typów. Możemy je też zdobyć za zajęcie całego sektora pasażerów. Pojedyncze puste siedzenia dadzą nam niestety punkty ujemne.
Grę Boarding możemy urozmaicić za pomocą kart wydarzeń, dzięki którym otrzymamy dodatkową możliwość punktowania (lub punktów tracenia).
Partia kończy się, gdy w hali odlotów zabraknie przynajmniej jednego typu pasażerów.
WYKONANIE
Za granicami naszego kraju na pudełku tej gry widniał tytuł Overbooked. W Polsce za wypuszczenie jej na rynek odpowiedzialne jest wydawnictwo Nasza Księgarnia, które słynie z odświeżania grafik i ilustracji, a czasem nawet, tak jak i w tym przypadku, zmian tytułów. Za ilustracje odpowiedzialny jest Roman Kucharski, który już brał udział w rysowaniu innych gier wydawnictwa (Zamek, Magazynier), a ostatnio zajmował się kilkoma grami z linii Osadników Ignacego Trzewiczka (Królestwa Północy, Wykreślane Imperium).
I o ile sama okładka z nietracącą uśmiechu w nagłym przypływie wiatru blond stewardessą, narysowaną w stylu pin-up i dopasowanym do tego stylu fontem tytułu Boarding, robi niezłe wrażenie, o tyle dalej jest już trochę niespójnie. Postacie występujące na bokach pudełka wypadają nad wyraz zwyczajnie w porównaniu z panią z okładki, pomimo ogromnego dynamizmu ukazującego ich pęd na odlatujący samolot.
To jednak nic przy samych planszach graczy, które nie dość, że są w mało lubianym przeze mnie kolorze, określanym jako kawa z mlekiem, to jeszcze posiadają trzeci rodzaj postaci. Wielkie okrągłe głowy wypadają mocno niekorzystnie, mając cały czas w pamięci okładkową blondynkę.
Ratują je fikcyjne linie lotnicze, których logami zostały ozdobione. Brajanair i Nielot to jedne z najlepszych easter eggów w planszówkach, a Sos wydaje się całkiem oczywisty. Problem mam z czwartą linią, czyli RadomGlobalAir, bo nie mogę jej dopasować do żadnej realnej. Zapytałem o to znajomego znawcę samolotów, ale nawet jemu do niczego to nie pasowało. A szkoda. Można było się pokusić o jakiś Kaszel Airways.
W pudełku brakuje notesu punktacji, bo trochę tych rzeczy podliczamy na koniec. Na szczęście wydawnictwo nadrobiło ten brak, publikując na swojej stronie plik PDF z takim arkuszem do samodzielnego wydruku.
ROZGRYWKA WIELOOSOBOWA
Ok, ponarzekałem na rzeczy niemające zupełnie wpływu na rozgrywkę. Uznajmy, że to dla równowagi. Bo sama gra jest wyśmienita. Niesamowitą przyjemność sprawia to całe przestrzenne dopasowywanie układów z kart. A jak uda się zgarnąć coś, co zalega już dłuższy czas (i posiada na sobie sporo żetonów voucherów) i jakimś cudem dopasujemy to do pasażerów siedzących już w naszym samolocie, to z czystym sumieniem możemy sobie pogratulować. Albo podziękować losowemu dociągowi kart. Szczególnie pod koniec partii, gdy nasze sektory krzesełek mamy prawie powypełniane, dostępny zestaw kart może sprawiać trochę problemów. Ale tylko trochę, bo zabawa w wyproszenie jak najmniejszej liczby pasażerów też jest przednia.
Miałem obawy, co do regrywalności, bo przecież mamy tu jedynie 3 warunki punktowania naszych pasażerów. I zupełnie niepotrzebnie, bo kart pasażerów jest ponad 80 i pod względem ich wychodzenia, każda rozgrywka będzie niepowtarzalna. O ile z zakochanych i dzieci całkiem łatwo o punkty, bo układają się praktycznie samoistnie, tak pozostałe 3 grupy wymagają trochę więcej uwagi. Moje obawy rozwiały też karty wydarzeń, które mogą być nawet dwie (z piętnastu) podczas jednej partii. Niektóre delikatnie modyfikują standardowe metody punktowania, inne wręcz wywracają je do góry nogami.
Nie mam zastrzeżeń do żadnego składu osobowego – za każdym razem następuje jakieś skalowanie, czy to liczby pasażerów w hali odlotów, czy miejsc na pokładzie naszego samolotu. Owszem, bywają momenty, szczególnie w późniejszych rundach, gdy ktoś zacznie kosmicznie rozkminiać, czy dana karta mu wejdzie na pokład i obraca ją kilkukrotnie (po czym zwykle okazuje się, że źle patrzył), ogólnie jednak gra w Boarding jest raczej płynna.
Przechodząc do kąciku klimaciarza muszę wspomnieć o dwóch rzeczach, które zawsze wywołują mój uśmiech. Znaczniki dzieci w tej grze zachowują się tak, jakby były podrzucane innym przez rodziców mających ich dość. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że te dzieci wchodzą na pokład i czekają aż jacyś dorośli siądą obok nich? Podobnie jest z zakochanymi. Parę razy zdarzała mi się sytuacja, w której musiałem wyprosić jedną połówkę takiego związku. Od razu co prawda umieszczałem tam kolejny czerwony znacznik, no ale jakby nie patrzeć, była to inna osoba. Mam nadzieję, że nie zostanę posądzony o rozbijanie rodzin, czy przyczynianie się do rozwodów.
TRYB SOLO
W tym temacie słyszałem sporo pochwał, z którymi niestety zgodzić się do końca nie mogę. Wariant jednoosobowy gry Boarding polega na zrealizowaniu dwóch celów scenariusza – jednego obowiązkowego oraz jednego z dwóch dodatkowych. Scenariusze mamy w instrukcji trzy i zasadniczo każdy jest wariacją na temat wspomnianych już wcześniej trzech sposobów punktowania.
Nie płacimy co prawda voucherami jedzenia, jeśli chcemy wziąć kartę inną, niż pierwsza z brzegu, ale tracimy je gry chcemy jakąś kartę z toru odrzucić. Uciekają od nas także, gdy jesteśmy zmuszeni kogoś wyprosić. Zyskujemy je zaś w liczbie dwóch, gdy wypełnimy cały sektor pasażerami.
W pierwszym momencie po przeczytaniu zasad, wydały mi się całkiem przyjemną łamigłówką, siadałem więc do tego wariantu z niemałym entuzjazmem. Opadał on niestety wraz z rozwojem rozgrywki. Spowodowane jest to zapewne przez aspekt, o którym już pisałem wyżej, w temacie usadzania dzieci i par. Jeśli mamy spełnić cele polegające na jednym i drugim, to nie jest to duże wyzwanie. Najciekawiej wypada scenariusz z obowiązkowym utworzeniem grup turystów, ekologów i biznesmenów.
Zwiększenie poziomu trudności też nie wpływa jakoś mocno na rozgrywkę, bo tak naprawdę pozwala na ograniczenie sobie możliwości odrzucania kart. Co przy losowym ich dociągu dzieje się nawet samo na niższych poziomach, bo możemy odrzucić 6 voucherów i nie dostać karty, która nam podejdzie.
Warto więc ten wariant sprawdzić, jeśli grę Boarding już posiadamy, ale mam wątpliwości, co do grania w nią jedynie solo. Jest jednak nadzieja, bo…
…na forum BGG znalazłem nieoficjalny wariant jednoosobowy, który w założeniu ma symulować rozgrywkę wieloosobową. Na pewno przyjrzę się mu w niedługim czasie. Poinformuję o tym na moim fanpage, więc warto go polubić, żeby nie przegapić 😉
EDIT: nieoficjalny wariant dostępny – https://planszsolo.pl/tryb-solo/boarding-solo/
ilustrator: Roman Kucharski
wydawca: Nasza Księgarnia
wiek: 10+
liczba graczy: 1-4
czas gry: 30 min.
Boarding to znakomita łamigłówka przestrzenna, przy której doskonale się bawiłem. Każda rozgrywka wygląda inaczej, a możliwość wprowadzenia kart wydarzeń jeszcze tę różnorodność podbija. Krótki czas rozgrywki pozwala wyciągnąć ją na stół w różnych sytuacjach, a nawet zagrać kilka razy. Idealna także jako przerywnik między cięższymi tytułami. Prosta, ale z bardzo fajną decyzyjnością. Wystawiłbym ocenę 6, gdyby nie wariant solo, który trochę mnie zawiódł.
- Świetna łamigłówka przestrzenna
- Krótki czas rozgrywki
- Syndrom jeszcze jednej partii
- Spora regrywalność
- Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to mało interesujący wariant solo