Teorii dlaczego dinozaury wyginęły powstało wiele. Głównie sprowadzają się do różnych rzeczy z kosmosu uderzających w Ziemię lub zmian klimatycznych. Draftozaur wprowadza kolejną – one po prostu zawędrowały w miejsca dające zbyt mało punktów.
CO TU ROBIMY?
Oryginalnie gra Draftosaurus zabierała nas do Parku Jurajskiego w wersji soft. Była tam kawiarnia, toalety i przede wszystkim zagrody dla dinozaurów. Wydawnictwo Nasza Księgarnia, wprowadzając na nasz rynek polską wersję, postanowiło przy dinozaurach pozostać (świetna decyzja), zmieniając grafikę oraz cel ich wykładania na planszę jako wędrówkę w poszukiwaniu idealnych terenów do życia.
Cała gra trwa dokładnie dwie przebiegające w taki sam sposób rundy, podczas których najpierw losujemy z worka 6 drewnianych dinozaurów, by następnie wybrać jednego, umieszczając go na planszy. Resztę przekazujemy osobie po lewej, samemu otrzymując identyczną liczbę pionków od osoby po prawej. Jak więc widać, nazwa Draftozaur pasuje tutaj jak rogi do triceratopsa.
Na naszej planszy z kolei odbywa się zbieranie różnych zestawów. Możemy nastawić się np. na zbieranie takich samych dinozaurów. Albo różnych. Możemy łączyć je w pary, albo przewidywać, jakiego rodzaju nie będzie u nas wcale.
Plansza podzielona jest na 4 obszary: las, góry, wulkan i szkielet. Dwa pierwsze wyznacza ukośna pozioma linia, a dwa pozostałe to po prostu lewa i prawa strona. To w jakim obszarze będziemy mogli umieszczać dinozaury, wskazuje nam kość, która z kolei nie dotyczy rzucającego. No dobra, ale kość ma zwykle 6 ścianek. Dwie pozostałe nakazują nam wybrać pole, na którym jeszcze żadnego dinozaura nie umieściliśmy lub takie, na którym nie stoi jeszcze tyranozaur. Ten ostatni daje nam zresztą dodatkowy punkt do pierwotnej zdobyczy z pola, na którym się znajduje.
Po dwóch rundach i wydraftowanych 12 dinozaurach, przechodzimy do podliczania punktów. Draftozaur posiada też planszę w zimowej scenerii, która wprowadza trochę bardziej zaawansowane zasady zbierania zestawów. Instrukcja sugeruje nawet wariant łączący obie strony i zsumowanie punktów za nie.
JAK TO WYGLĄDA?
Wiele osób było przerażonych zapowiedzią zmiany ilustracji, sugerując, że te oryginalne są już bardzo przyjemne dla oka. Ich przerażenie zapewne wzrosło jeszcze bardziej po ujrzeniu docelowej okładki, przedstawiającej tyranozaura z otwartą paszczą, który prezentuje całą galerię swoich zębów. Przyznam, sam nie byłem początkowo przekonany. Ostatecznie jednak myślę, że zmiana wyszła na plus i zarazem odszufladkowuje ten tytuł, jako przeznaczony dla dzieci. A to mogła mocno sugerować oryginalna okładka.
Plansze graczy za to od początku prezentowały się zdecydowanie lepiej niż w oryginale. Zamiana z ostrej kreski na coś, co przypomina bardziej widok w jakimś izometrycznym RTSie, wyszła na dobre. Bo dla mnie dobre jest wszystko, co kojarzy mi się z retro grami komputerowymi. Na obu stronach znaleźć można drobne smaczki, które chyba nawiązują do wspomnianych przeze mnie we wstępie teorii o wyginięciu dinozaurów. Bo czym jest statek kosmiczny, jeśli nie obiektem z kosmosu. Strona zimowa jest mniej dyskretna, bo nawet nie trzeba się doszukiwać nawiązań do zmian klimatu. Znajdziemy tam też pewnego osobnika o wielkich stopach. Tylko skąd wziął się szkielet mamuta? Mamuta, który żył setki lat po dinozaurach.
Do gry używać będziemy drewnianych meepli w kształtach 6 dinozaurów. Tak, są niesamowicie urocze. Czasami nie mieszczą się na polach, ale nikt nie ma im tego za złe. Polski wydawca dorzucił nawet po 1 zapasowej sztuce każdego.
W oryginalnej wersji dinozaury przekazywane były w zaciśniętej dłoni. Nasz Draftozaur ma dodane kartonowe miseczki, które miały w założeniu ułatwiać wybieranie i przekazywanie meepli. Posiadają one 2 cechy – bardzo trudno w nich ukryć cokolwiek przed przeciwnikami podczas przekazywania oraz zupełnie nie mieszczą się w pudełku. Trochę jak w tych żartach o radzieckich przedmiotach.
Jak zawsze muszę także wspomnieć, że na koniec rozgrywki brakuje jakiegoś notesu punktacji. Jak zawsze też wydawnictwo Nasza Księgarnia udostępnia pdf do wydruku.
ROZGRYWKA WIELOOSOBOWA
Nie ma się co oszukiwać. To nie jest gra bazująca na jakichś skomplikowanych mechanizmach. Nie ma tu większej głębi decyzyjnej. Nie zaplanujemy sobie za dużo do przodu. Ale te małe drewniane dinozaury mają w sobie niesamowicie dużo uroku.
Nietrudno zauważyć, że są pola, które dadzą nam zdecydowanie łatwiejsze punkty, np. Leśne trio, gdzie wrzucamy dokładnie 3 dowolne dinozaury. Albo pola typu Król dżungli czy Samotnia, gdzie umieszczamy tylko 1 pionka. Na drugim biegunie jest Las identyczności – wypełnienie go choćby 4 meeplami jest mocno zależne od szczęścia.
Trochę więcej do powiedzenia mamy po zimowej stronie. Moim ulubionym polem jest Piramida, gdzie różnić powinny się tylko dinozaury sąsiadujące ze sobą. Ciekawa jest też Kwarantanna (takie klimatyczne aktualnie pole), przechowujące do końca gry pionka, którego będziemy mogli ustawić gdziekolwiek według zasad.
Są też pola wprowadzające trochę interakcji. Wspomniany Król dżungli oraz Czujka. Szczególnie to drugie może sprawić, że przeciwnik po prawej stronie nagle przestanie wykładać na planszę jeden rodzaj dinozaurów. Poza tym interakcja ogranicza się do sytuacji, w której pasuje nam kilka pionków i spośród nich wybieramy taki, który zawęzi przeciwnikom pole manewru. Nie będziemy raczej brać czegoś, co nam nic nie daje, ale za to dałoby sporo komuś innemu.
Miałem wątpliwości co do samego losowania dinozaurów z worka, przez ich mocno charakterystyczne kształty – wprowadza to pokusę wylosowania sobie czegoś konkretnego. Ale umówmy się. Każdy poważny gracz szybko odpędzi takie myśli z głowy i wylosuje naprawdę w ciemno mając świadomość, że końcowy wynik i tak nie będzie wynikał tylko i wyłącznie z jego decyzji. Ten niepoważny trochę się namęczy, żeby wymacać co chce… a potem i tak dostanie z tego max. 2 pionki. I ten drugi niekoniecznie będzie tym, który chciał.
Gra działa dobrze w każdym składzie osobowym, a to dlatego, że tak jak wspomniałem, na zbytnie planowanie nie mamy się co tu nastawiać. Głównie chodzi o to, żeby umieć poradzić sobie najlepiej jak potrafimy z tym co do nas przyjdzie. Nawet wariant dwuosobowy, który w przypadku draftu nie ma racji bytu, tu posiada pewne modyfikacje (gramy 4 rundy zamiast 2 i co turę, oprócz wybierania dinozaura dla siebie, jednego dodatkowo odrzucamy do pudełka) i działa to całkiem nieźle.
TRYB SOLO
W pudełku brak, ale proponuję uzbroić się w odrobinę cierpliwości 😉
EDIT: Wariant solo dostępny
ilustrator: Roman Kucharski
wydawca: Nasza Księgarnia
wiek: 8+
liczba graczy: 2-5
czas gry: 25 min.
Draftozaur urzeka, pomimo braku możliwości większego planowania podczas rozgrywki. Idealnie sprawdzi się na luźniejszych spotkaniach, a czas trwania partii sprawi, że rewanż zostanie rozegrany z automatu. Świetnym rozwiązaniem jest wprowadzenie drugiej planszy, zimowej, która spodoba się bardziej ogranym osobom. Dla miłośników dinozaurów pozycja obowiązkowa.
- Drewniane dinozaury
- Rozgrywka w dosłownie 10 minut
- Zimowa strona planszy
- Brak możliwości obrania głębszej strategii
- Niektóre pola są ewidentnie łatwiejsze do zapełnienia