Powszechnie wiadomo, że najmniejsze psy są najgroźniejsze, góry lodowej widzimy jedynie wierzchołek, a wyjście na jedno piwo zawsze kończy się nad ranem. I są też Gejsze, które w małym pudełku (które i tak mogłoby być mniejsze) i kilku kartach kryją tyle matematyki i decyzyjności, że dużo większe tytuły patrzą z podziwem.

CO TU ROBIMY?
Ta niepozorna gra zabiera nas do japońskiego miasta Kioto, a konkretnie na ulicę zwaną Hanamikoji w dzielnicy Gion. Spotykamy tam 7 gejsz, których przychylność będziemy zdobywać, a każda oczekuje innego typu prezentów.
Teraz muszę niestety brutalnie zerwać tę klimatyczną kurtynę. Wszystkie gejsze posiadają wartość punktową, która zarazem jest informacją, ile kart prezentów jej odpowiadających jest w talii. Aby żeton przychylności przeskoczył w naszą stronę, musimy przebić przeciwnika w liczbie prezentów odpowiedniego typu.
A to wszystko dzieje się za pomocą dokładnie 4 akcji. Pierwsza pozwala zachować w sekrecie kartę, którą wyłożymy na koniec, druga usuwa 2 karty z gry. Dwie ostatnie polegają na mechanice I cut, you choose, bowiem wybieramy 3 karty lub 2 pary kart, a nasz przeciwnik, w zależności od akcji, wybiera z nich 1 kartę lub 1 parę, w obu przypadkach dwie pozostałe karty wędrują do nas.
Gdy każdy gracz rozegra swoje 4 akcje, sprawdzamy, czy komuś udało się zyskać przychylność 4 Gejsz lub takich, których wartość punktowa to razem 11. Zwykle następuje to po 2 rundach.

JAK TO WYGLĄDA?
Moje doświadczenia z mangą i anime zaczynają i kończą się na Dragon Ballu i Pokemonach, ale to już wystarczy, żebym z lekkim sentymentem patrzył na kreskę, jaką narysowane są Gejsze. Za ilustracje odpowiedzialna jest Maisherly Chan, która kilka lat później namalowała Spacer po Burano. Zresztą dla tego samego tajwańskiego wydawcy EmperorS4.
Dużo do rysowania co prawda tu nie było, ale jest kolorowo i w klimacie. Gejsze to prawdopodobnie jedna z najczęściej wybieranych gier, gdy męska część naszego hobby próbuje namówić do grania swoje ładniejsze połówki. I one dają się nabrać na te niewinnie wyglądające obrazki. A potem się zaczyna…

ROZGRYWKA WIELOOSOBOWA
…prawdziwa wojna.
Na początku totalnie nie wiedziałem jak mam się w tej grze odnaleźć. Zresztą pierwsza partia była grana w pubie, przy delikatnym szumie otoczenia, z tłumaczeniem zasad w biegu. Wtedy nie do końca się polubiliśmy. Delikatne zainteresowanie jednak pozostało.
Teraz, dwa lata później, nadarzyła się okazja pograć trochę więcej, na spokojnie. Samodzielnie zrozumieć zasady. Wiem, że to brzmi trochę dziwnie, bo nad czym tu się zastanawiać przy tych 4 akcjach. I faktycznie, same akcje są stosunkowo proste. Ale to w jakiej kolejności je zagramy i jak je zgramy z kartami na ręku i tymi już wyłożonymi na stole. To właśnie są Gejsze i ich magia.
Ponownie, pierwsze rozgrywki to było trochę błądzenie we mgle. Szukanie tych odpowiednich ruchów, które mogą coś dać, a często okazywały się zupełnie bezsensowne. Aż w pewnym momencie usłyszałem takie charakterystyczne pstryk z tyłu głowy (i nie był to efekt nadmiernego przechylenia karku w jedną stronę). Wszelkie obliczenia stały się trochę bardziej zrozumiałe, a podejmowane decyzje sensowniejsze.
Owszem, nadal jest to w pewnym stopniu zależne od kart, które przyjdą na rękę, zarówno nam, jak i naszemu przeciwnikowi. Ale po to właśnie gra się kilka rund, żeby tę losowość trochę zniwelować. A jeśli przegramy już w pierwszej (oj, zdarzyło się), to znaczy, że karty raczej nie miały na to wpływu. Tylko nasze głupie zagrania.
Głównym problemem może być dotrwanie do tego pstryku, bo nie każdy będzie miał w sobie wystarczająco cierpliwości i chęci. I nie zdziwię się, jeśli ktoś się od gry odbił, bo uznał Gejsze za nudne wykładanie kart z numerkami. Albo granie z doświadczonym przeciwnikiem, który robi z nas miazgę, bo wie co trzeba zagrywać i w jaki sposób. No, nic przyjemnego.
Jeśli jednak gramy z kimś na podobnym poziomie, niższym lub wyższym, bez większego znaczenia, to na jednej partii się na pewno nie skończy. Chęć odegrania się w tej grze jest na kosmicznym wręcz poziomie. Zwłaszcza, że rozgrywka trwa naprawdę 20 minut, a przygotowanie między jedną a drugą sprowadza się to przetasowania kart.
Gejsze to świetny trening umiejętności czytania w myślach. I jeśli twierdziliście, że takie rzeczy tylko w książkach fantasy, to macie rację. Ale tutaj mamy tego pewną namiastkę. Wybierając zestawy kart, z których nasz przeciwnik będzie wybierał jako pierwszy, czułem się jakbym wchodził w jego umysł. Tworzyłem scenariusze, o których może pomyśleć. Przeliczałem dalsze działania. A wszystko po to, żeby myślał, że bierze lepszą opcję, a tak naprawdę wybierał to, co chciałem żeby wybrał. I żeby to po mojej stronie było więcej kart danego koloru. No mówię, magia.

TRYB SOLO
Gra Gejsze jest przewidziana dokładnie dla 2 graczy i to jedna z tych gier, w których żywy przeciwnik jest niezbędny. Nikt więc nie pokusił się o stworzenie takiego wariantu i raczej szybko się to nie stanie.

ilustrator: Maisherly, Mashiro Misaki
wydawca: Nasza Księgarnia
wiek: 10+
liczba graczy: 2
czas gry: 20 min.
Gejsze to niepozorna gra, która mocno oszukuje przy pierwszym wrażeniu. Mając do dyspozycji jedynie 4 akcje i 10 kart w rundzie, mogłoby się wydawać, że to prosta gra bez większej głębi. Okazuje się jednak, że Gejsze wymagają opracowania własnej strategii i wejścia w umysł przeciwnika, nie pozwalając zarazem, by ten poznał nasze plany. I to wszystko w 20 minut.
- porządna rozgrywka w małym pudełku
- klimatyczne ilustracje w mangowym stylu
- totalne minimum zasad i jest to genialnie policzone
- gracze muszą być na podobnym poziomie, żeby rozgrywka nie była zbyt łatwa dla jednej strony i zarazem zbyt irytująca dla drugiej