Określenie kogoś, że skacze z kwiatka na kwiatek, nie jest zbyt pozytywną oceną. Ryzykowne więc jest nazwanie tym tytułem gry mimo wszystko rodzinnej. Chyba, że wydawnictwo Nasza Księgarnia ma misję, aby takim wyrażeniom nadawać nowy wydźwięk.
CO TU ROBIMY?
Aby odpowiedzieć sobie na powyżej postawione pytanie zawędrowałem w meandry Youtube’a. A konkretniej na rosyjskie kanały poświęcone grom planszowym. Bo autorzy to Rosjanie, którzy mogą być niektórym znani z leżącej na zupełnie odmiennym biegunie tematycznym gry Master of Orion. I tak oglądając te zadowolone rumiane twarze z dywanami wiszącymi na ścianie w tle, próbując (nawet z powodzeniem) zrozumieć o czym rozmawiają, uznałem, że skreślanie gry Клумба (tak brzmiał oryginalny tytuł) ze względu na temat byłoby nie na miejscu. Ciekawostka: logo rosyjskiego wydawcy Economicus Games wygląda trochę jak Covid, serio.
W grze Z kwiatka na kwiatek wcielamy się w członków Polskiego Związku Działkowców, posiadających już altanę oraz przestrzenie do obsadzenia swoimi ludźmi kwiatami. Kwiaty przynosimy z pobliskich dwóch straganów, których rozmiary są zależne od liczby działkowców biorących udział w grze. Razem z kwiatami przynosimy motyle. Albo same za nami przyfruwają. Jeśli kolor motyla pokrywa się z jednym z sadzonych właśnie kwiatów i na danej rabatce nie ma jeszcze żadnego motyla, to możemy go do takiego kwiatka dołączyć.
W innym wypadku przyniesiony motyl siada nam na kapeluszu. Jeśli uzbieramy dwa (lub więcej) takie same owady, to będziemy mogli wymienić je na wielokolorowy pęk kwiatów (w wariancie podstawowym) lub na kartę (w zaawansowanym).
Gra kończy się, gdy wykupimy wszystkie kwiaty ze straganów. Mnożymy wtedy wielkość rabatek razy liczbę motyli na nich. Tak, na rabatce może być kilka motyli, ale o tym za chwilę.
JAK TO WYGLĄDA?
Przede wszystkim kolorowo. I wyjątkowo polski wydawca nie pozmieniał za dużo. Poza tym, że oryginalnie zamiast altany mieliśmy siatkę na motyle, a zamiast kapelusza słoik. Polska wersja Z kwiatka na kwiatek jest zdecydowanie bardziej humanitarna pod tym względem.
Fajnie, że motyle mają kształt motyli. Worek, z którego je losujemy jest identyczny jak ten z Draftozaura tyle, że tutaj zdecydowanie lepiej pasuje kolorystycznie.
Kafelki z kolei mają mocno nietypowy kształt połączonych jednym bokiem hexów. Są więc dziesięciokątami, ale tak nie do końca. I bardzo pomysłowo są oznaczone te, które odrzucamy w grze na 2 osoby – między kwiatkami drepta sobie biedronka. Mała rzecz, a kąciki ust mimowolnie idą delikatnie w górę.
ROZGRYWKA WIELOOSOBOWA
Jeśli miałbym się doszukiwać tutaj podobieństw gry Z kwiatka na kwiatek do innych popularnych gier, to w pierwszym momencie (i na pewno przeczytacie o tym w wielu innych recenzjach) byłoby to Kingdomino. Tu tak samo jak tam, mnożymy wielkość konkretnego obszaru razy jakiś występujący wiele razy przy nim element. Tam korony, tutaj motyle.
Mam jednak jeszcze jedno skojarzenie, które zauważam nieco rzadziej (albo wcale). Mianowicie Carcassonne. Jak wspomniałem wcześniej, jeśli na rabatce jest już motyl, to nie możemy dołożyć kolejnego. Przy punktowaniu występują jednak one w liczbie mnogiej. I teraz wchodzi właśnie gra o francuskich fortyfikacjach. Tam też nie możemy dostawić meepla, jeśli już jakiś w danym typie terenu urzęduje. Chyba, że… No właśnie, w obu przypadkach to „chyba, że” jest podobne. Możemy nasze drewniane pionki stawiać na osobnych obszarach i je ostatecznie łączyć ze sobą.
I muszę przyznać, że to jest właśnie ta najlepsza zabawa. Bo mimo wszystko ogromna rabatka z dużą liczbą motyli będzie punktować zdecydowanie lepiej niż dużo mniejszych z pojedynczymi motylami.
Jest mocno losowo, bo i kwiatki na straganie pojawiają się jak chcą i motyle do nich dodawane wychodzą z worka. Ale czy powinno się oczekiwać czegoś innego od rodzinnej gry o kwiatkach i motylach? Ta losowość jest tu w pełni dopuszczalna.
Interakcja zresztą też na poziomie rodzinnym, bo ogranicza się głównie do podbierania sobie kafelków z kwiatkami w konkretnych kolorach. Albo kart.
Podczas pierwszej rozgrywki od razu wprowadziłem wariant z kartami. A co, w końcu graliśmy w poważnym gejmerskim gronie, które żadnych kwiatków i motylków się nie boi. W drugiej uznałem, że spróbuję opcji podstawowej. W trzeciej i każdej kolejnej już nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby z kart rezygnować.
Przede wszystkim rozgrywka z nimi jest dużo ciekawsza. Wprowadzają dodatkowe decyzje i możliwości punktowania. No i można mieć wywrotkę. Jak byłem mały zawsze miałem wywrotkę na działce u babci. Niezbędny sprzęt.
TRYB SOLO
Instrukcja nie przewiduje wariantu jednoosobowego, a sama gra nie uzyskała jeszcze wystarczającej popularności na świecie, by ktoś pokusił się o stworzenie wariantu nieoficjalnego.
ilustrator: Ekaterina Gorn
wydawca: Nasza Księgarnia
wiek: 10+
liczba graczy: 2-4
czas gry: 30 min.
Być może wiele osób odrzuci ten tytuł ze względu na trywialny temat. Sam bym tak zrobił. I pewnie jakoś mocno bym nie żałował, bo to jednak nie jest nic odkrywczego, a bardziej wykorzystanie na nowo bardzo znanych już mechanik. Jeśli jednak gra już otrzyma swoją szansę, to na pewno nie uznamy tego za czas zmarnowany. Szczególnie w rodzinnym gronie. Trochę kombinowania z układaniem rabatek przy minimalnej interakcji. Warto wprowadzić wariant z kartami, które pozwalają punktować na nowe sposoby.