Zdobycie tytułu Planszowej Gry Roku dla całej rodziny nie sprawia, że od tej pory trzeba w nią grać całą rodziną. Można samotnie wyruszyć do dżungli. Złote miasto co prawda jest już odnalezione, a nawet posiada swoje własne lądowisko dla helikopterów. Zobaczcie, co jeszcze kryje Wyprawa do El Dorado solo.
Recenzję gry Wyprawa do El Dorado możesz przeczytać tutaj.
OPIS
Wariantów jednoosobowych do tej gry powstało kilka. Wszystkie miały jednak ten sam problem. Były przekombinowane i niejasne. Wspomniał o tym nawet autor tego wariantu uznając, że podrapie to swędzenie (taki anglojęzyczny idiom, oznaczający zaspokojenie potrzeby). I tak powstało 7 jaskiń, czyli Wyprawa do El Dorado solo.
Fabularnie jesteśmy już po tym, co robiliśmy w grze wieloosobowej. W jakiś sposób znaleźliśmy się w posiadaniu 7 przeklętych amuletów. Obstawiam, że wynieśliśmy je z El Dorado, tylko dlaczego w związku z tym do niego wracamy? Chodzi prawdopodobnie o możliwości ułożenia mapy, chociaż logicznie średnio się to spina. Mniejsza z tym.
Na naszej trasie znajduje się 7 jaskiń, w których powinniśmy pozostawić wspomniane amulety. Nie mamy tutaj żadnego wirtualnego przeciwnika, jest to po prostu wyścig z czasem. Na wszystko mamy 24 tury.
ŹRÓDŁA
Autor: Matt Lowder (@mattlowder)
Źródło: https://boardgamegeek.com/thread/2390631/better-solo-variant-7-caves
WRAŻENIA
Muszę przyznać, że jest nieźle. Głownie dlatego, że nasze tury są praktycznie takie same, jak w normalnej grze. Zagrywamy 4 karty, poruszamy się po mapie, kupujemy kartę z rynku i tak w kółko, dopóki nie dotrzemy do El Dorado.
W związku z losowym rozmieszczeniem płytek terenu – naprawdę losowym, bo losujemy nie dość, że ich położenie, to jeszcze stronę, a nawet obrót – każda rozgrywka będzie inna. Wprowadza to mocno niewiadomy poziom trudności, bo jeden układ okaże się oślą łączką, by kolejny był przedsionkiem piekła. Mi podczas pierwszej rozgrywki trafił się w miarę łatwa wariacja, ale i tak przyjemnie machało mi się maczetą.
Dobrze, że liczba kart na rynku została zmniejszona do 2 każdego rodzaju (zamiast standardowych 3), bo w pojedynkę nie dalibyśmy rady ich odpowiednio przemielić. Schodzenie do 1 karty każdego rodzaju raczej nie ma większego sensu, bo w pewnym momencie rynek może nam się wyczerpać do zera, gdyż tur jest tutaj jednak więcej niż rodzajów kart.
Na pewno zauważalne jest tempo rozgrywki, które w pewnym momencie zaczyna mocno pędzić. Związane jest to z naszą rosnącą talią oraz ułożeniem mapy, która po prostu pod koniec się zwęża.
W oryginalnej wersji językowej autor rozpisał tabelę wyników mało mówiącymi mi cytatami (prawdopodobnie z filmów). Uznałem, że nie będę ich tłumaczył, bo to się mocno może ze sobą minąć. W zamian wymyśliłem średnio humorystyczne określenia dla pośpiechu (lub jego braku). Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba zrobi krótkie heh.
Mam pytanie – czy aby wygrać dwóch podróżników musi dotrzeć do el dorado? Czy wysrarczy tylko jeden ?
Dwóch, tak jak w standardowej grze 😉